PENSJE W ŠKODZIE: STRACONA SZANSA

… polská verze letáku, který přináší zhodnocení kolektivního vyjednávání ve Škodě.

PENSJE W ŠKODZIE: STRACONA SZANSA

„Zwycięstwo jest nasze” głosił szef związków Povšík zaraz po zakończeniu negocjacji zbiorowych 18 kwietnia.
Rzeczywiście jest co świętować? Dwa miesiące po „związkowym zwycięstwie”, kiedy wyniki przeniosły się na wypłaty, czas streścić fakty:

Podczas negocjacji, związki cały czas twierdziły, że ich kluczowym postulatem jest zawarcie umowy na jeden rok (przy tym zaczęły negocjować 17–procentowy wzrost taryf). Rezultat? Umowa ma obowiązywać 21 miesięcy – tylko o trzy miesiące mniej, niż chciała firma. Innymi słowy to, co było kluczowym postulatem, stało się kluczowym ustępstwem: to w rezultacie oznacza, że taryfy wzrosną tylko o niewiele więcej niż 5 procent. Co więcej, w przyszłym roku nie będą zwiększone nawet o koszt inflacji – zamiast tego pracownicy dostaną jedynie jednorazowy bonus 2 500 koron, który u najliczniejszej I klasy oczekiwaną inflację pokryje ledwo w jednej trzeciej. Niemal czterech tysięcy pracowników zatrudnionych przez agencje nie tykają się nijak nawet te ubogie liczby.

To wszystko w sytuacji, gdy firma przeżywa rekordową zyskowność; gdy nie ma dostatecznie siły roboczej, więc szefowie nie mogą sobie pozwolić na wyrzucenie niezadowolonych pracowników, dlatego że innych trudno znaleźć; gdy organizacja pracy umożliwia robotnikom łatwe sparaliżowanie produkcji, aby swoje postulaty wymusili. W sytuacji, gdy walka w Škodzie jako flagowym okręcie przemysłu mogłaby pomóc wzrostowi płac gdzie indziej. W sytuacji, kiedy kart w rękach pracowników byli szefowie przeklęcie świadomi – i bali się ich.

Dlatego daleko trzeźwiej i prawdziwiej niż Povšík, którego związki zawodowe po rozgromieniu jedynie starają się zachować twarz przed pracownikami, komentował rezultaty szef rady nadzorczej Škody Kulhánek, kiedy wyjaśnił, czemu nie ma powodów dla żadnej wrzawy: „Kolíńska TPCA zwiększyła płace na rok o siedem procent i nie było wokół tego żadnego krzyku. A w rzeczywistości o takie samo zwiększenie chodzi i w Škodzie, niecałe trzynaście procent, ale na dwa lata. To nawet mniej, niż w Kolínie.” Kropka. Chłodna ocena beznadziejnego związkowego teatrzyku.

Niczym innym, niż teatrzyk to nie było: czym innym jest strajk, którego spora część pracowników nawet nie zarejestruje? Strajk, który spowoduje takie zatrzymanie produkcji, które dla kapitału nie przedstawia żadnego problemu (= żadnej presji, której by jako jedynej posłuchał)? Strajk, którego rezultat jest gorszy niż to, co firma proponowała przed nim? Strajk, nad którym pracownicy nie mają żadnej kontroli?

Nie ma jednak sensu zatrzymywać się na krytyce związków. To, że na nich nie można polegać, już dawno wiedzieli liczni pracownicy i pracownice na podstawie doświadczeń z poprzednich negocjacji. Za wszystkie krytyczne głosy streścił sceptyczne nastawienie do związków anonimowy apel wewnątrz mladoboleslavskiej Škody, który zwracał się w styczniu do kolegów: „Nie polegajmy jedynie na związkach, lecz wyrażajmy sami swe żądania! (…) negocjacje bez naszej interwencji zakończą się gdzieś u (wersja optymistyczna) 12% więcej z unieruchomieniem na dwa lata, co oznacza realny roczny wzrost płac o jedynych 6%!!! To kpina, do której nie możemy dopuścić!” Ta kpina stała się rzeczywistością.

NAUCZKA Z WYNEGOCJOWANEJ PORAŻKI

Zsumowano i podkreślono: Po tegorocznych negocjacjach szefowie zwyciężyli, związki straciły część z resztek kredytu zaufania, które miały u robotników, pracownicy przegrali. Każda robotnicza porażka oznacza jednak kolejne doświadczenie, a jeśli stanie się wskazówką, którą weźmie się pod uwagę w przyszłości, nie na miejscu są rezygnacja i poczucie beznadziei. Co po sobie w tym sensie pozostawiły negocjacje?

Wynegocjowana porażka przypomniała, że spełnienia postulatów pracowników dosięga się jedynie walką i bezpośrednią presją. Robotnicze żądania może kapitałowi narzucić tylko kolektywna siła robotników, która może sięgnąć po to, co kapitał boli – po sparaliżowanie produkcji, a tym wytwarzania zysku.

– W łaskawość szefów i to, że pracownicy mają takie same interesy, jak kapitał, nie wierzy już niemal nikt, negocjacje jednak przypomniały, że chodzi i o to, aby nie związywać sobie rąk wiarą w związki zawodowe i walczyć o swe interesy samemu. Jak jest napisane w wymienionym anonimowym robotniczym apelu: Związki są jedynie pośrednikiem, negocjatorem pomiędzy firmą a pracownikami, niczym więcej i niczym mniej. Cała moc jest jedynie w naszych rękach, bez nas związki tak samo jak i cała firma nie są w ogóle niczym – są jedynie logo! (…) Sytuacja dojrzała do stadium, kiedy możemy, co więcej: musimy, mamy bowiem niepowtarzalną okazję, sami dyktować warunki.” W Škodzie miał związkowy teatrzyk wolną scenę, sceptyczne nastawienie robotników do związków nie prowadziło do samoorganizacji w celu wyegzekwowania swoich interesów.

Cicho jednak w Škodzie nie było: inicjatywą samodzielnych działań robotników był anonimowy apel. Kiedy 13 kwietnia firma zrezygnowała ze swojej największej propozycji, groził według Středuli w Mladej Boleslavi wybuch dzikiego strajku, a Povšík powiedziałł: „Musiałem uspokajać ludzi, żeby nie zaczęli sami organizować akcji protestacyjnych.” Dokładnie to są chwile, z których może wzejść niezależna walka, kiedy pracownicy będą sami bronić swoich interesów, nie oglądając się na związki i mimo uspokajania (pacyfikowania) przez związkowców. W tym roku na wiosnę w sporze niestety niezależna robotnicza siła nie zainterweniowała – wyniki znamy. Przy najbliższej okazji ku temu, aby wymóc zlepszenie pensji lub warunków pracy, będzie właściwe przypomnieć to sobie.

27 czerwca 2007
Kolektywnie przeciwko kapitałowi (KPK)